„….Amerykanie doskonale wiedzą, że mają w tej chwili w Polsce u władzy ekipę bardzo mocno nastawioną na współpracę z USA i polityczną i w zakresie militarnym”– powiedział pod koniec ubiegłego roku (29.12.2015r.) Ryszard Czarnecki udzielając w Londynie wywiadu Piotrowi Dobniakowi z tygodnika „Cooltura”.
Opinię tą potwierdził również w swoim expose szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski, mówiąc, że:
„Naszym celem jest też dalszy rozwój współpracy w sferze bezpieczeństwa ze Stanami Zjednoczonymi. Zarówno współpracy dwustronnej, jak też na forach wielostronnych, a przede wszystkim na forum NATO. Rok 2016 to czas przejścia do realizacji polsko – amerykańskiej umowy o tarczy antyrakietowej i rozpoczęcia budowy bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie. To także kolejny rok zwiększonej obecności wojsk USA w Polsce, m.in. w trakcie ćwiczeń wojskowych Anakonda. Będziemy dążyć do bardziej trwałego zakotwiczenia elementów amerykańskich sił zbrojnych na terytorium Polski. Taką okazję stwarza m.in. projekt magazynowania uzbrojenia USA w naszym kraju. Oczekujemy w toku przygotowań do szczytu NATO w Warszawie silnego wsparcia Stanów Zjednoczonych na rzecz wzmacniania bezpieczeństwa flanki wschodniej Sojuszu”
Tak wyglądają priorytety obecnego polskiego rządu ze Stanami Zjednoczonymi w zakresie„współpracy z sferze bezpieczeństwa”, co wynika z deklarowanego braku poczucia tego bezpieczeństwa działaniami podejmowanymi przez Rosję
A jak w takim razie przedstawiają się priorytety polityki zagranicznej polskiego rządu w zakresie współpracy gospodarczej z USA?
Otóż na to pytanie znajdziemy odpowiedź w wygłoszonym niedawno expose:
„W relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, nasze partnerstwo w coraz większym stopniu obejmuje wymiar gospodarczy, współpracę energetyczną, a także obiecujący obszar innowacji i rozwoju wysokich technologii. Polsko-amerykańskie relacje gospodarcze są elementem partnerstwa ekonomicznego Unii Europejskiej ze Stanami Zjednoczonymi, które mamy zamiar rozwinąć z korzyścią dla wszystkich stron w ramach Transatlantyckiego Partnerstwa na rzecz Handlu i Inwestycji (TTIP)”.
Tak więc obecna ekipa rządowa ma również bardzo poważne plany dotyczące współpracy gospodarczej ze Stanami Zjednoczonymi.
A jak ta współpraca wygląda w rzeczywistości?
Otóż, np. wartość obrotów towarowych Polski ze Stanami Zjednoczonymi w 2012 r. wyniosła 8 599 mln USD (eksport – 3 603 mln USD, import – 4 996 mln USD- wykres). Mimo, iż w latach 2000-2012 wartość eksportu zwiększyła się 3,7-krotnie, a wartość importu zaledwie 2,3-krotnie, polsko-amerykańską wymianę handlową cechowało trwale ujemne saldo obrotów handlowych. Po okresie poprawy salda handlowego w latach 2000-2004, deficyt w handlu ponownie się pogłębiał aż do 2008 r., kiedy jego wartość przekroczyła 2,1 mld USD. W okresie kryzysu finansowo-gospodarczego, saldo obrotów handlowych wyraźnie się poprawiło (deficyt zmalał do poziomu poniżej 1 mld USD), po czym deficyt oscylował w granicach 1,0-1,5 mld USD:
Jak z powyższych danych wynika; Polska na wymianie handlowej w wyniku trwałego ujemnego salda obrotów, tylko w okresie dwunastu lat, straciła około 13 mld dolarów- nie uwzględniając przy tym wytransferowanych zysków firm amerykańskich, które działają na naszym rynku. A jak sądzić można wielkość tego transferu gotówkowego przekracza wielokrotnie wartość ujemnego salda wymiany handlowej.
Więc pytanie jest takie: w jakim celu polski rząd chce nadal pogłębiać tą współpracę?
Bardzo interesującym przy tym problemem jest poruszona w expose sprawaTransatlantyckiego Partnerstwa na rzecz Handlu i Inwestycji (TTIP- Transatlantic Trade and Investment Partnership).
Co to takiego jest to TTIP, które od samego początku budzi, w niektórych kołach politycznych i gospodarczych, poważne zaniepokojenie?
Otóż, tak kontrowersyjna umowa, która nota bene jest dokumentem nie upublicznionym, a jej treść jest tajna, w istotny sposób wpłynie na rynek pracy, bezpieczeństwo żywności i ochronę danych osobowych.
Zwolennicy tej umowy twierdzą, że TTIP otworzy rynki po obu stronach Atlantyku i da szansę drobnym przedsiębiorcom. Przeciwnicy, że przyniesie rezygnację UE z suwerenności doktrynalnej, regulacji praw oraz norm żywnościowych, co w efekcie spowoduje, że na półkach sklepowych zagoszczą tańsze od rodzimych kurczaki naszpikowane hormonami, a znikną lokalne sądy na rzecz arbitrażu czy ochrona konsumenta.
Tak więc po skandalu z ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement, ACTA. Pol.-Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi), którą poprzedni rząd bezrefleksyjnie podpisał jako jeden z pierwszych na świecie, TTIP jest kolejnym przykładem na łamanie elementarnych standardów obowiązujących w UE.
Pretekstem do zawarcia umowy TTIP jest wprowadzenie niskich ceł w wymianie handlowej pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a UE, ale że jako cła te są i tak stosunkowo niskie, zapewne chodzi tu o coś zupełnie innego i właśnie dlatego negocjacje dotyczące tej umowy zostały utajnione.
Co więc jest tym faktycznym celem umowy TTIP?
Faktycznym celem TTIP jest poszerzenie wpływu korporacji na państwa oraz na decyzje podejmowane przez demokratyczne władze.
W języku liberalizacji handlu jest takie określenie jak „bariera pozataryfowa” . Może być ona podstawą do zakwestionowania przez firmę praktycznie każdej państwowej czy unijnej regulacji prawnej i żądania odszkodowania.
Częścią takich „barier” są np. normy fitosanitarne, których celem jest utrzymanie właściwej jakości towarów. Są więc osiągnięciem społecznym, a nie barierą chroniąca rynek przed importem, np. normy dotyczące zakazu wykorzystywania hormonów wzrostu w mięsie czy rakotwórczych substancji w budownictwie lub elektronice.
92% uczestników negocjacji umowy TTIP to lobbyści korporacyjni – taką informację przekazał„The Guardian”. Komisja Europejska, starając się poprawić wizerunek TTIP, mocno akcentuje szanse dla małych i średnich przedsiębiorstw (MSP). W krajach silnych gospodarczo, takich jak np. Niemcy czy Holandia, małe firmy faktycznie mogą zyskać, i jako firmy samodzielne, i jako poddostawcy, ale MSP z krajów południa strefy euro, staną się jeszcze mniej konkurencyjne. Konkurencja jest oczywiście zjawiskiem pożądanym, ale dla krajów silnych. Pytanie, czy ogromne koszta społeczne zrównoważy np. tańszy sprzęt elektroniczny?
KE zapewnia, że UE nie podejmuje żadnych zobowiązań dotyczących usług w zakresie ochrony zdrowia w zakresie usług finansowanych ze środków publicznych, usług w zakresie edukacji oraz usług społecznych. To samo dotyczy poboru, uzdatniania i przesyłu wody.
Tylko, jeżeli usługi publiczne nie zostaną wyraźnie wyłączone w samym tekście umowy TTIP, to zawsze będzie istniało zagrożenie, że korporacje będą starały się wymusić korzystne dla siebie rozwiązania. Edukacja, ochrona zdrowia, dostawy wody, transport – mogą być łakomym kąskiem dla firm z USA. Jeśli zażądają one w wyniku umowy TTIP takiego samego traktowania jak podmiotów krajowych, wtedy mogą przejąć część sektora zamówień publicznych.
Kolejną sprawą są prawa pracownicze, które co prawda nie stanowią tematu negocjacji, ale sama realizacja tej umowy może wpłynąć na istotne ograniczenie tych praw w wyniku nasilenia konkurencji między podmiotami z UE i USA.
Komisja Europejska co prawda zapewnia, że „chce wprowadzić w TTIP specjalny rozdział, aby promować zrównoważony rozwój. TTIP zapewni, że nadal będziemy samodzielnie decydować o ochronie osób w miejscu pracy czy o ochronie środowiska. Chcemy wysokiego poziomu bezpieczeństwa pracowników, opartego na instrumentach Międzynarodowej Organizacji Pracy”, ale jak pogodzić to z tym, że rząd USA nigdy nie podpisał 6 z 8 kluczowych konwencji MOP ani też nie przyjął Decent Work Agenda. Wynika to z tego, że w tej kwestii USA mają zupełnie inne podejście do problemów bezpieczeństwa w miejscu pracy.
Tak więc, po przyjęciu umowy TTIP, staniemy się jedną wielką specjalną strefą ekonomiczną – zatrudniani przez agencje pracy tymczasowej, na „śmieciówkach” albo zmuszani do samozatrudnienia, bez żadnej ochrony w przypadku poważnej choroby czy rodzicielstwa, nie mówiąc o emeryturach, których w takich warunkach sobie po prostu nie wypracujemy. Jak to pogodzić z deklarowanymi przez rząd PiS wypłatami 500 zł na każde urodzone dziecko?
Może chodzi o to, że właśnie uwzględniając warunki TTIP, kiedy to zatrudniona na umowę śmieciową matka, podczas urlopu macierzyńskiego nie będzie miała wypłacanego ubezpieczenia?
Na koniec poruszę jeszcze najważniejszy problem jaki się wiąże z umową TTIP, a którym jest Investor-State Dispute Settlement (ISDS- Inwestor Przeciwko Państwu).
Otóż, mechanizm rozstrzygania sporów na linii państwo-inwestor, pozwalać będzie firmom ponadnarodowym zaskarżać rządy państw do arbitrażu, a nie do sądu, przy każdym wprowadzeniu przepisów, które ograniczałyby ich zyski. Korporacje wykorzystują ISDS do wysuwania roszczeń wobec państw także z tytułu „pośredniego wywłaszczenia” z przyszłych, zakładanych, zysków, a więc nieistniejących. W takim przypadku kraj nasz znajdzie się pod groźbą wypłacania wielkich odszkodowań zagranicznym korporacjom, kosztem oczywiście społeczeństwa, które za to wszystko zmuszone będzie płacić.
Jak z powyższego widać; istotą TTIP jest przede wszystkim zniesienie środków ochrony rynku o charakterze parataryfowym i pozataryfowym, a więc wprowadzenie dla amerykańskich firm w UE, zasad tzw. „wolnej amerykanki”.
I za tym właśnie optuje polski PiS-wski rząd wywodzący się z „kolebki solidarności”, nie mówiąc również o tym, że w momencie podpisania umowy TTIP, ujemne saldo obrotów handlowych ze Stanami Zjednoczonymi oraz transfer zysków z Polski wzrosną wielokrotnie.
Czymże więc ten rząd różni się od poprzedniego, poza krytyką jego poczynań?
Czy dało się zauważyć jakiekolwiek przewartościowanie jakiś istotnych pryncypiów, poza oczywiście skokiem na TK i media publiczne czy też najważniejsze spółki SP?
Otóż, nic takiego nie dało się zauważyć, zaś expose ministra MSZ Witolda Waszczykowskiego tylko to potwierdza.
comments powered by HyperComments