„Walki trwają. Poroszenko skłamał mówiąc, że Ukraina w 100% przestrzega porozumienia o zawieszeniu broni. Ostatnie dwa ostrzały pod które trafiłem, wizualnie potwierdzają, że on kłamie(…) Kijów nie rozumie mińskich porozumień, proponują, aby wrócić do linii frontu z 19 września 2014 roku, ale od tamtej pory wiele się zmieniło. Odzyskaliśmy Debalcewo i inne miejscowości i nie zamierzamy ich oddawać.
Cóż, jeżeli Kijów tak bardzo chce zmian w linii frontu, jesteśmy w stanie to zrobić i lepiej żeby nas nie prowokowano do tego, abyśmy odzyskali kolejne tereny”- stwierdził Aleksander Zacharczenko, szef rządu Donieckiej Republiki Ludowej.
Niemal w tym samym czasie Minister Obrony Federacji Rosyjskiej Szojgu poinformował, że w pobliżu granicy rosyjsko- ukraińskiej (?) stacjonuje 200 tysięcy rosyjskich żołnierzy, wraz z lotnictwem, artylerią- ze wszystkim. Jest to wystarczające ostrzeżenie dla Ukrainy, że jeżeli ta postanowi zająć Donbas siłą to 200 tysięcy uzbrojonych po zęby Rosjan faktycznie szybko zjawi się tam gdzie trzeba. I jest to samodzielna siła stanowiąca jedynie część armii FR, siła która 140 tysięczną słabą ukraińską armię zetrze w proch- i Poroszenko wie o tym doskonale, zapewne tylko dlatego tej ofensywy jeszcze nie było.
Zacharczenko mówi z kolei, że na ukraińskie prowokacje DRL odpowie wyzwoleniem kolejnych miast. Słyszeliśmy to już nie raz, a setki razy- DRL odpowie, DRL grozi, albo „wydałem rozkaz natarcia na Mariupol”. I jest to tylko polityczna gra- Zacharczenko, jak i wielu ludzi w Donbasie, chciało by takiego natarcia, ale go przeprowadzić nie mogą.
Po pierwsze: na tym polega tragedia Donbasu. Front nie przebiega pomiędzy teoretyczną Noworosją, a Ukrainą, ale przez sam środek DRL/ŁRL. Donieck jest miastem frontowym. Po obu stronach żyją mieszkańcy Donbasu, rodziny, które rozdzieliła wojna- i te przygraniczne wioski, czy miasta są siłą rzeczy obiektami wojskowymi. Nie da się zająć Mariupola bez wyparcia stamtąd wojsk ukraińskich, w rezultacie czego donbaskie wojska muszą prowadzić ogień w bratnie miasto, w którym wielu żołnierzy ma swoich krewnych, czy przyjaciół. A droga do dawnych granic obwodów jest daleka.
Po drugie: połączone armie ludowych republik w razie rozpoczęcia wojny właściwej mogą co najwyżej liczyć na to, że uda się im przetrwać pierwsze dni zmasowanej ukraińskiej ofensywy, a następnie przejść do kontrataku, o ile będzie komu go przeprowadzić. Nie mogą wyjść poza linie obronne na całej szerokości frontu i rozpocząć jakiegoś marszu w pieśni, bo do tego nie ma ani środków, ani ludzi. Ci którzy wierzą w jakiś marsz na Kijów są zwykłymi fantastykami.
Sęk w tym, że jeżeli to Ukraina rozpocznie taki atak, otwarcie depcząc i tak nie przestrzegane porozumienia mińskie, to Rosja chociażby pod hasłem sił pokojowych będzie mogła użyć swoich 200 tysięcy czekających żołnierzy i tylko wtedy będzie można myśleć o wyzwoleniu czegokolwiek. O ile będzie co wyzwalać. Starcie tych dwóch armii na terenie Donbasu nie oznacza dla niego nic innego jak tysięczne ofiary pośród cywili i zniszczenia jakich Donbas jeszcze nie zna. I o tym nie należy zapominać.
- Будь в курсе последних новостей и интересных статей, подписывайся на наш канал «NovorossiaToday»
- Be aware of the current events and interesting articles, subscribe to our channel «NovorossiaToday»
- Pour ne rien manquer de la derniere actualite et des articles interessants, suis notre chaine Telegram en direct«NovorossiaToday»