Ukraina dzisiaj jest już tylko problemem. Problemem dla otoczenia, ale przede wszystkim problemem dla samej siebie. Umęczony Naród na Ukrainie cierpi w złodziejskim uścisku swoich oligarchów, którzy doprowadzili do wojny domowej, żeby przerażeni ludzie – karmiąc się sztucznie produkowaną rusofobią godzili się na ich władzę. To jest po prostu coś przerażającego, zwłaszcza że do tego dramatycznego stanu cierpienia i destrukcji doprowadzono machając Ukraińcom europejską flagą przed nosem.
Rząd PO-PSL i odchodzący prezydent pan Bronisław Komorowski – zrobili wszystko, no może prawie wszystko skandalicznie źle, wręcz dramatycznie źle i zupełnie nieprawidłowo w określaniu stosunków polsko-ukraińskich na przestrzeni ostatnich (prawie) ośmiu lat. Wcześniej podobne błędy powielał osobiście pan Kwaśniewski (i inni politycy), zaangażowali w pierwszą „nowożytną” próbę zrewolucjonizowania Ukrainy tzw. pomarańczową. Nieżyjący prezydent Lech Kaczyński w zasadzie miał trzeźwy osąd sprawy ukraińskiej, głównie zwracał uwagę na jej wagę, ale co jest szczególnie ważne – miał świadomość złożoności relacji. Jeżeli za podsumowanie relacji weźmiemy niedawne ustawy ukraińskiego parlamentu – wielbiące ich narodowych bohaterów, podjęte chwilę po obecności polskiego prezydenta i nieco wcześniejszą uchwałę Sejmu w Warszawie, w której ludobójstwo wołyńskie określono jako „znamiona”, to nic więcej nie trzeba mówić.
Pojednanie z Ukrainą jest obecnie i będzie przez najbliższe lata niemożliwe, ze względu na ukraińskie rozumienie historii, na użytek współczesnego mitu narodowego – na użytek rusofobii. Ukraińcy uczynili ze Stepana Bandery i innych swoich bohaterów – ikony historyczne. Niestety użyte w konotacji oporu przed Armią Czerwoną w ramach hitlerowskiej machiny mordu i zniszczenia. Antypolski aspekt ich działalności, wcale nie jest wyciszony, może lekko odsunięty na drugie tło, a co najważniejsze – nie ma refleksji humanistycznej nad tym, co się stało na Wołyniu. Sytuacja jest taka, jaka jest. Ukraińcom należy się wielki szacunek, że w ogóle możliwe było i jest utrzymanie licznych symboli polskości we Lwowie i rejonie lwowskim. Chodzi oczywiście o Cmentarz Orląt Lwowskich, inne cmentarze, kościoły, pomniki, archiwa i inne ślady wspólnoty państwowej i wspólnoty losów. Nie ulega wątpliwości, że te gesty dobrej woli należy docenić i nie czynić przeszkód w Polsce na symetryczne upamiętnianie historii i kultury ukraińskiej, zwłaszcza w przypadkach wsparcia działań dla zachowania tożsamości ukraińskiej mniejszości w Polsce i Cerkwi, która tak bardzo ucierpiała w niechlubnych działaniach sanacyjnych władz polskich. Jednak, to wszystko to bardzo mało, z tego nie będzie pojednania, ponieważ to Ukraińcy, nie chcą lub nie są w stanie zmierzyć się z prawdą o czynach ich przodków wobec Polaków i Żydów w okresie II Wojny Światowej i tuż po niej. Polskie winy wobec Ukraińców nie podlegają dyskusji, lepiej żeby nam Ukraińcy o nich nie przypominali, ponieważ jest to bardzo długa lista.
Nie można się jednak zgodzić na próby relatywizacji winy, czy też lansowania Wołynia, jako jakichś zdarzeń symetrycznych. Zwłaszcza w kontekście liczby ofiar, tego że Polacy nie byli wypędzeni, ale byli mordowani oraz ustalenia linii granicznej, w sposób dla Ukraińców korzystniejszy (to więcej Polaków przesiedlono) – pełnia inicjatywy leży po stronie ukraińskiej. Niektórzy twierdzą, że nie sposób wymagać od pogrążonej w drodze do upadku Ukrainy, żeby przeprowadzała rozliczenie pamięci historycznej mordu na Polakach, jednak w świetle niedawnych zdarzeń z Donbasu, gdzie przedstawiciele powstańczych republik upamiętnili rzeź Wołynia, nie można dłużej milczeć! To ci znienawidzeni „rosyjskojęzyczni” z Donbasu potrafią przypomnieć Ukrainie o polskiej krwi na rękach, a ukraiński parlament czci Banderę? Można to podsumować tylko w jeden – niesłychanie cyniczny sposób. Mianowicie, niedawno minister Schetyna, mówił o wyzwoleniu obozu w Auschwitz przez Front Ukraiński Armii Czerwonej. Można dodać szerzej, że rzeczywiście to Front Ukraiński Armii Czerwonej wyzwolił południowe ziemie polskie, a znaczącą część żołnierzy w nim stanowili Ojcowie i Dziadkowie – dzisiejszych Bohaterów, broniących własnymi piersiami Donbasu. Nie ma już chyba potrzeby dopisywać, przed czyimi potomkami, oni tego Donbasu bronią.
Na pewno tą polityką ostatnich lat, zrobiliśmy wiele dla pojednania polsko-ukraińskiego, wyciągnęliśmy do Ukraińców nawet obie dłonie. Tyle wystarczy. Niech najpierw rozwiążą sami swoje wewnętrzne problemy, zaprowadzą trwały pokój, a następnie pomyślą o pojednaniu ze wszystkimi sąsiadami, w tym tymi, którzy pomimo tej całej rusofobicznej nagonki, nadal mają ich za braci i siostry. W istocie bowiem, żadna próba pojednania się Ukraińców z Polakami, nie będzie szczera i nie może być skuteczna, jeżeli wcześniej nie pojednają się sami, z tymi rosyjskojęzycznymi, których tak nienawidzą, których bloki ostrzeliwują, a na których jedna z ich polityków chciała zrzucić broń jądrową. Czymże, bowiem byłoby takie pojednanie, przy pełnej nienawiści rusofobii wobec braci na wschodzie? Pustym gestem ułatwiającym przemycanie do Unii Europejskiej papierosów? Są na Ukrainie ludzie myślący, doskonale rozumiejący złożoność obecnej sytuacji i na nich można liczyć, jednak bez powiedzenia pełni prawdy o Banderze i innych jemu podobnych, nie może być mowy w ogóle o tym, żeby Ukraińcy sami siebie nie oszukiwali.
Z powyższych względów, głównie dlatego ponieważ pojednanie nie jest możliwe, a stosunki wewnętrzne na Ukrainie są bardzo dalekie od demokracji społeczeństwa obywatelskiego, to trzymajmy się od nich pryncypialnie jak najdalej. To chciwe elity Ukrainy zmarnowały swoją szansę, na bycie pomostem pomiędzy Wschodem a Zachodem. To oni przeprowadzili nielegalny zamach stanu, mając pełną świadomość możliwych konsekwencji. Dzisiaj, gdy państwo ukraińskie z każdym dniem pogrąża się w drodze do upadku, oni będą szukać nowych winnych, albowiem wewnętrznego bałaganu, a przede wszystkim niemożności podporządkowania oligarchów prawu (np. podatkowemu), nie da się zrzucić na emerytów w Donbasie i profilaktycznie ostrzelać z moździerzy ich bloków nazywając starych i bezbronnych – cierpiących ludzi – terrorystami. Co prawda są próby zrzucania odpowiedzialności za tzw. destabilizację na Rosję, a w szczególności jej służby specjalne, jednakże jest to taka fikcja, że nawet większość Ukraińców, doskonale wie, że ich władza kłamie. Jedynie boją się mówić na głos, ponieważ za dużo ludzi znika, pojawiają się bomby, a zabicie dziennikarza nie jest niczym nadzwyczajnym. W tym kontekście, mogą chcieć zrzucić część winy na Zachód. Już to w pewnej mierze uczynił pan premier Arsenij Jaceniuk, który w kilku wywiadach ujawniał cynizm i hipokryzje Zachodu, mówiąc o tym „ile” pieniędzy dostała Grecja, a „ile” obiecano Ukrainie. Czyniąc liczne zarzuty z dysonansu różnicy w pomocy.
Ukraińcy nie stawiali, jako warunek do rozmów w Mińsku obecności strony polskiej, za co w zasadzie powinniśmy być im wdzięczni, albowiem w ten piękny sposób zwolnili nas z jakiejkolwiek odpowiedzialności, chociaż błąd ministra Sikorskiego, czy też raczej jego naiwność, jest bezpośrednim elementem zamachu stanu, jaki się tam dokonał. Liczy się to, że sami chcą układać sobie relacje z Zachodem, nie potrzebują pośrednictwa Warszawy – i bardzo dobrze.
Bezwzględnie należy wspierać Ukrainę pomocą ekspercką, nie szczędzić pomocy humanitarnej, pod warunkiem, że będzie bezpośrednio adresowana do ludzi, bez pośrednictwa tamtejszego skorumpowanego państwa, można przyjmować ukraińską młodzież na stypendia w Polsce, jak również pozwalać naszym sąsiadom na pracę w Polsce. Ważna może być także pomoc medyczna, dla tych ludzi z Ukrainy, których nie stać na leczenie u siebie, a nasi lekarze potrafiliby im pomóc. Warto o tym systemowo pomyśleć, albowiem ratowanie życia i zdrowia ludzkiego jest najważniejsze, a w kraju pogrążonym w wojnie domowej nie jest łatwo o leczenie. Co więcej, należy nawet stymulować wymianę handlową, tak żeby wspierać import dóbr z Ukrainy do Unii Europejskiej, to chyba najbardziej efektywna forma pomocy, bo w ten sposób daje się Ukraińcom pomoc na miejscu. Równie ważna jest pomoc ukraińskiej mniejszości w Polsce, która przecież bardzo często ma rodziny na Ukrainie, których członkowie obecnie bardzo często przyjechali do Polski i są na utrzymaniu swoich krewnych. Bezwzględnie potrzebna jest systemowa pomoc państwa dla tych ludzi, nie można na nich szczędzić środków – mniejszości narodowe mają nas, bowiem łączyć i są najlepszym pomostem pomiędzy naszymi narodami. Często ci ludzie potrafią dotrzeć z pomocą, tam gdzie jest ona najbardziej potrzebna.
Jednak w sprawie europejskiej, nie można robić Ukrainie żadnych nadziei, a o NATO, to w ogóle nie ma mowy, ponieważ to nie jest kraj demokratyczny w rozumieniu zachodnim. Prawdopodobnie, jeżeli w ogóle przetrwa, jako państwo, to czeka ją los Mołdawii po wojnie w Naddniestrzu, tylko oczywiście w ukraińskiej skali.
Z powyższych względów, tak długo jak Ukraina będzie pod rządami krwawych oligarchów, którzy czynią z udręczenia Ukraińców swój zawód i sposób na życie, nie może być mowy o budowie bliższych relacji. Ze względu na brak przejrzystości tamtych relacji ich stan wewnętrznej mechaniki stosunków publicznych bardziej sprzyja ksenofobii i wykluczeniu niż pojednaniu, o czym najlepiej dzisiaj wiedzą mieszkańcy krwawiącego Donbasu lub tragicznie doświadczonej w akcie pokazowego ludobójstwa Odessy (2 maja 2014 roku – Odessa – pamiętamy!).
Mając to na uwadze, im dalej będziemy trzymać się od Ukrainy tym lepiej dla nas, jednak Ukraińców nie można zostawić samych pod butami swoich nowych feudałów. Jeżeli Polska może być dla nich oazą wytchnienia, to niech tak będzie, albowiem zawsze we wszelkich relacjach najważniejszy jest człowiek i jego los. Byłoby wspaniale, gdyby rząd w Warszawie zaprosił np. na letni wypoczynek dzieci i z Ukrainy oligarchicznej i z Donbasu, jak również fundował stypendia także tym z Donbasu. Tym wszystkim ludziom należy się pomoc, zwłaszcza przy odbudowie Donbasu, jednak nie może być zgody na sankcjonowanie władzy gangsterów, rządzących metodami feudalnymi nad ludźmi, których umysły zniewalają nacjonalizmem!
Bądźmy jak najdalej od Ukrainy panów Poroszenki, Turczynowa i Jaceniuka, ale bądźmy otwarci na tych wszystkich udręczonych ludzi, którzy myślą o Polsce, jako o miejscu gdzie mogą być wolni. Ukraińcy (Kozacy/Rusini) zawsze stanowili element Rzeczpospolitej, każdy współczesny Ukrainiec, którzy przyjeżdża do Polski to potwierdzenie, że nasza wspólna historia to był wspólny wybór naszych przodków, a jego dziedzictwo jest pomimo wszelkich przeciwności żywe.
One Comment
Adam
polskie [?] władze propagandowo “przykryją” temat Wołynia, ale rzeczywistego pojednania przy takiej postawie Ukraińców nigdy nie będzie.