Nadia Sawczenko ma 35 lat, jest deputowaną do ukraińskiej Rady Najwyższej i porucznikiem Sił Zbrojnych Ukrainy, pilotem-nawigatorem, jedyną kobieta na Ukrainie, upoważnioną do pilotowania ciężkich śmigłowców bojowych Mi-24 („latających czołgów”). Związana jest z liberalno-prawicowa partią byłej premier Julii Tymoszenko „Batkiwszczyna”. Już w wieku 16 lat miała marzyć o tym, by zostać pilotem. Do wojska zgłosiła się na ochotnika, po przerwaniu studiów. Służyła między innymi w wojskach kolejowych rejonu kijowskiego, jako komandos w Żytomierskiej Brygadzie Powietrznodesantowej, później była jedyną kobietą w ukraińskim kontyngencie na misji w Iraku. Jako jedna z pierwszych kobiet ukończyła studia na Charkowskim Uniwersytecie Sił Powietrznych im. Iwana Kożeduba (sama interweniowała do ministra obrony Ukrainy, by ten wydał zgodę kobietom na studiowanie na wojskowych uczelniach). Później latała jako nawigator w bombowcach Su-24 i śmigłowcach Mi-24. Jak do tego miejsca, życiorys Sawczenko przedstawia się bardzo imponująco. Po rozpoczęciu walk w Donbasie Sawczenko zwolniła się jednak z macierzystej jednostki, i zgłosiła się do ochotniczego batalionu „Ajdar”.
Ramię w ramię z nazistami
Ta ochotnicza formacja znana jest doskonale poza granicami Ukrainy. Nawet organizacja o tak jednoznacznie lewicowo-liberalnym światopoglądzie, jak Amnesty International, zareagowała na zbrodnie dokonywane przez batalion „Ajdar”, wzywając władze Ukrainy do „powstrzymania zbrodni wojennych dokonywanych przez ochotniczy batalion Ajdar i rozliczenia winnych”. Amnesty International stwierdziła, że członkowie batalionu dopuszczali się porwań, grabieży mienia, szantażowania ludności, bezprawnego przetrzymywania, złego traktowania, a najprawdopodobniej także egzekucji na ludności cywilnej. Potwierdzono przy tym wyraźnie, że batalion – choć formalnie podlegał dowództwu Sił Zbrojnych Ukrainy – faktycznie znajdował się poza jakąkolwiek kontrolą, i prowadził działania na własną rękę, szerząc tym samym anarchię, samowolę i bezprawie.
Skargę na batalion „Ajdar” do nowych władz w Kijowie złożył tez gubernator obwodu Ługańskiego, który przedstawił listę 65 przestępstw dokonywanych przez członków batalionu, w tym nielegalne posiadanie broni, porwania, szantaże, grabież mienia. Ukraińska agencja informacyjna UNIAN donosiła też wszczęciu postępowań karnych wobec członków batalionu – z powodu takich samych zarzutów. W tych oskarżeniach przewija się też wątek niekontrolowanego napływu ochotników do batalionu, którzy otrzymywali broń, umundurowanie i znaki rozpoznawcze jednostki, choć nie byli wojskowymi, nie byli też sprawdzani i rejestrowani. Batalion „Ajdar” wielokrotnie nie podporządkowywał się decyzjom ukraińskiego sztabu generalnego oraz niższym dowództwom wojskowym. Dochodziło także do walk wewnętrznych, starć między żołnierzami, bójek, a nawet strzelanin.
Tak jak w wielu innych batalionach ochotniczych, także „Ajdar” słynął z tego, że w jego szeregach walczą neonaziści z Prawego Sektora, UNA-UNSO i mniejszych organizacji skrajnie nacjonalistycznych, nawiązujących do zbrodniczych ideologii niemieckiego narodowego socjalizmu oraz wzorującego się na nim ukraińskiego nacjonalizmu Stepana Bandery czy Romana Szuchewycza. Ujawniono między innymi fakt posługiwania się przez członków batalionu symboliką i emblematami dywizji Waffen-SS „Dirlewanger”, która – złożona z kryminalistów, przestępców, skazańców i innych zwyrodnialców (Niemców, a z czasem także Ukraińców i Rosjan) – dokonała niezliczonych zbrodni na tyłach frontu wschodniego. Formacja ta wymordowała około 60 tysięcy osób, przeważnie cywilów. Podczas walk z AK w Powstaniu Warszawskim dirlewangerowcy zamordowali około 30 tysięcy mieszkańców Warszawy. Hasłem batalionu „Ajdar” jest stary pruski slogan „Z nami Bóg” (niem. Gott mit uns), widniejący między innymi na klamrach pasów żołnierzy Wehrmachtu podczas II wojny światowej. Obok symboliki dywizji SS „Dirlewanger” na naszywkach członków batalionu pojawiały się trupie czaszki i piszczele – znany Polakom dobrze symbol SS.
W szeregach batalionu „walczyła” też Bianka Zalewska – znana bardziej jako „snajper-sadystka”, Polka, pracująca dla ukraińskiej telewizji. Wcześniej relacjonowała wydarzenia na kijowskim Majdanie, pracując między innymi dla pro-pisowskiej telewizji „Republika”. Według zeznań świadków, na w rejonie Ługańska była snajperem, brała też udział w przesłuchaniach i znęcaniu się nad więźniami. Batalion „Ajdar” cieszył się szerokim wsparciem polityków PiS-u (wówczas będących w opozycji). Batalion odwiedziła między innymi posłanka PiS Małgorzata Gosiewska oraz poseł PiS Piotr Pyzik. W szeregach batalionu „Ajdar”, w różnych walkach, brała też udział Nadia Sawczenko
Aresztowana w podejrzanych okolicznościach
W czerwcu 2014 została wzięta do niewoli przez powstańców podczas walk w rejonie Gorłówki. Trafiła do rosyjskiego aresztu w Woroneżu – pod zarzutem, że nakierowywała ogień artyleryjski na rosyjskich dziennikarzy (dwóch z nich poniosło śmierć). W czasie późniejszym przewieziono ją do Moskwy i osadzono w więzieniu na Pieczatnikach. W październiku 2015 trafiła z kolei na obserwację psychiatryczną do Instytutu Psychiatrii Sądowej im. Władimira Serbskiego – placówki znanej z represjonowania opozycjonistów w Związku Radzieckim, pod pozorem leczenia tzw. „schizofrenii bezobjawowej”.
Według strony ukraińskiej, bilingi telefonu komórkowego Sawczenko potwierdzają, że nie znajdywała się ona w miejscu, z którego napływały koordynaty dla artylerii, a w chwili ataku już znajdowała się w rękach „rebeliantów”. Sama Sawczenko także zaprzecza oskarżeniom rosyjskim, by znalazła się nielegalnie za granicą rosyjską – twierdzi, że porwano ją i pod przymusem dostarczono do Rosji. Obrońcy Sawczenko złożyli skargę przeciwko jej przetrzymywaniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Uwolnienia Sawczenko domagali się unijni ministrowie spraw zagranicznych; w lipcu 2015 OBWE przyjęła rezolucję, domagającą się uwolnienia „nielegalnie przetrzymywanych w Federacji Rosyjskiej obywateli ukraińskich”. Od początku marca trwa akcja poparcia dla Sawczenko, prowadzona przez europejskich polityków, artystów, intelektualistów i działaczy różnych organizacji pozarządowych. Akcja prowadzona jest w ok. 20 krajach.
15. grudnia 2015 roku Sawczenko rozpoczęła strajk głodowy. Sądzona ma być 9. marca, choć wyrok ogłoszony zostanie przypuszczalnie później – grozi jej do 25 lat łagru. Ma znajdywać się w ciężkim stanie zdrowotnym spowodowanym głodówką, według niesprawdzonych doniesień medialnych zostało jej kilka dni życia.
Próba podsumowania
Sprawa Nadii Sawczenko pozostaje dla nas niejasna. Według strony rosyjskiej i powstańczej jest terrorystką, która naprowadzała ostrzał moździerzowy na cywilnych dziennikarzy, doprowadzając do śmierci dwóch z nich. Według Ukrainy i zachodnioeuropejskiego mainstream’u polityczno-medialnego, jest niewinna ofiarą „terrorystów” i „totalitarnego” państwa Putina, łamiącego wszelkie konwencje, prawa i rezolucje międzynarodowe, a także własną konstytucję. Na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie ocenić okoliczności jej zatrzymania i aresztowania, przypuszczalnie prawda leży gdzieś pośrodku między wersją „zachodnia” i „wschodnią”.
Wiemy natomiast z pewnością, że Sawczenko walczyła w szeregach formacji okrytej bardzo złą sławą. Formacji złożonej z neonazistów i banderowców, odwołującej się to symboliki dywizji SS, propagującej takie właśnie idee i poglądy, które doprowadziły między innymi do ludobójstwa na polskich Kresach. Wiemy, że walczyła w batalionie, oskarżonego przez różne strony – bynajmniej nie tylko przez Rosje i powstańców – o zbrodnie przeciwko ludności cywilnej, o terror i bezprawie. Wiemy, że służyła w jednostce, która unikała posłuszeństwa wobec „własnych” pomajdanowych władz cywilnych oraz wobec ukraińskich dowództw wojskowych. Wiemy, że batalion siał panikę, strach, bezprawie i terror w regionie Donbasu. Czy trzeba jeszcze wyliczać dalej?
W świetle powyższego – jakże niezrozumiałe wydaje się tak emocjonalnie zaangażowane traktowanie sprawy Sawczenko, ta walka o jej uwolnienie prowadzona przez niektórych polityków i sympatyków PiS-u. Trudno nie odnieść wrażenia, że w tym bezwarunkowym i bezrozumnym, niestety, ukrainofilstwie nie chodzi wcale o dobro Polski. Chodzi o to, żeby robić na złość Rosji.Choćby oznaczało to stanie po stronie nazistów i banderowców. Całe szczęście, że mamy rok 2016, a nie 1941 czy 1943.
Michał Soska
Artykuł napisany dla tygodnika Myśl Polska i tam też polecamy przeczytać jego pełną wersję.
comments powered by HyperComments