W przeddzień pierwszej tury wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski był bożyszczem mediów. Poczciwy, szanowny pierwszy obywatel. Po pierwszej turze wszystko się zmieniło. Wszystkie jego potknięcia były napiętnowane. Komorowski nie musiał popijanemu przejechać zakonnicy, on zwyczajnie nie mógł wygrać wyborów, a to wystarczyło, aby przestał być użyteczny. Głosowanie pokazało, że okręt zwany dla zmylenia przeciwnika Platformą Obywatelską zatonie wraz ze swoim prezydentem, który został nim w efekcie tragedii samolotu pod Smoleńskiem. Tusk nie zamierzał poświęcać funkcji premiera na rzecz raczej nie szanowanego fotela prezydenta RP,na niego czekały już inne może niezbyt zaszczytne, ale za to o wiele bardziej intratne funkcje w “EuroSajuzie”. PO staneła nad progiem zejścia w polityczny niebyt, dotychczas skutecznie utrzymywała się u władzy strasząc PiS-em, ale po 8 latach “drugiej Irlandii” taka strategia już nie wystarczyła. Komorowski, Niesiołowski, czy Kopacz nie przyciągają “niezdecydowanego” elektoratu, czyli takiego, któremu to wszystko jedno- działają wprost przeciwnie.
I nagle na scenie pojawia się dotąd nieznany szerszej opinii publicznej Ryszard Petru z projektem “Nowoczesna”. Od pierwszych dni nowego PiS-owskiego rządu, partia pana Ryszarda nie marnotrawi czasu na takie “drobnostki” jak zgłaszanie projektów ustaw, czy debatowanie, ale od razu przystępuje do ataku na nowe władze. Z braku rąk potrzebnych do obalenia systemu w wir walki na śmierć i życie zostają zaprzysiężeni dziennikarze, którym nagle przed oczami stanęła utrata niezwykle zyskownych posad. Nagle ci, którzy od wielu lat manipulowali informacją, zaczęli mienić się obrońcami prawdy.
I oto nasz samozwańczy bohater udaje się w podróż, aby w cztery oczy porozmawiać z premierem Holandii, która pełni obowiązki prezydenta-rezydenta Unii Europejskiej (przypominam, że ten biurokratyczny twór nie jest państwem, a jedynie pobożnym życzeniem). Tam też Petru deklaruje, że w Polsce jest opozycja, która zamierza przejąć władzę w (domyślnie) przyspieszonych wyborach. Polska jest chyba jedynym krajem, gdzie tużpo rozpoczęciu pracy nowego rządu, oczekuje się jego rozwiązania. W takim razie po co te wybory? Po co głosowania, lata manipulacji, niebotyczne kwoty wydane z pieniędzy podatników na kampanię? Może niech Petru wprost uzna się za generalnego gubernatora kraju nadwiślańskiego? Podobną funkcję już nam sąsiedzi zapewniali.
Nieraz powtarzam, że wojna w Donbasie to nie jakiś nieistotny konflikt gdzieś w Burkina Faso, ale ważny element układanki naczyń połączonych. W 2014 roku w Kijowie doszło do przewrotu. Kto jego dokonał? Czy Prawy Sektor, który pierwszy walczył z Berkutem? Czy studenci, którzy dostawali kasę za skakanie na Majdanie? Czy ludzie, którzy mieli dosyć władzy oligarchów utrzymujących kraj w stanie beznamiętnej dojnej krowy? Nie. Oni wszyscy przegrali. Bez wyjątku. Wygrał wpływ. Wpływ pieniędzy, biznesu, oligarchów.
Ten sam wpływ, który potrzebował Ukrainy jako surowca dla swoich produktów, zywe organizmu, który chciano pożreć poprzez akces w EU, a dzięki skaczącym naiwniakom uda się to samo osiągnąć z wojną w tle.Dla nich tym lepiej, niech się oporne elementy pozabijają.
Ile osób z Majdanu zadecydowało o losie tego kraju? Ile osób potrzeba, aby UE zyskała pretekst do bratniej interwencji? Wegry to cierń, ale Węgry i Polska to już wybitne zagrożenie. Nie chodzi o to, że PiS będzie skłonny do zerwania mariażu z Brukselą, ale o to, że mogą oni wzbudzić falę jaka była już w 2004 roku, teraz jeszcze silniejsza może unicestwić zbawców z UE zapewniającym nam place zabaw w ramach “rekompensaty” za zdziesiatkowaną gospodarkę. To co może przyjść po PiS-ie spędza sen z powiek władców europejskiego kołchozu. Precedens już był na Majdanie- Europa palcem nie kiwneła wobec jawnego zamachu stanu, kiedy to nota bene demokratyczne władze zostały obalone w sposób jak najbardziej daleki od tychże “demokratycznych standardów”.
Rezultatem Majdanu na Ukrainie był wybuch wojny w Donbasie. Ona rozpoczeła się nie w Doniecku, Sławiańsku, czy Kramatorsku, ale właśnie w Kijowie. Ludzie staneli i powiedzieli NIE. A co będzie w Polsce? Petru w życiu nie zbierze siły politycznej pozwalającej na zamach, ale też i jej nie potrzebuje. Właśnie na Ukrainie pokazano, że władzę zdobyć może garstka, a korzystać z niej będą jeszcze mniej liczni. Wystarczy efekt. I co wobec takiego scenariusza zrobią nie tylko zwolennicy obecnej władzy, ale przeciwnicy tego wszystkiego, co niesie z sobą magdalenkowy układ po dzień dzisiejszy. Pewnie staną do walki- separatyści, terroryści, a już napewno prorosyjscy zdrajcy, bo jakże ich inaczej będą nazywać “odrodzone” media? I tego chcecie? Dzielnic miast, które Polacy sami będą ostrzeliwać, szkoły do których sami będą walić z mozdzierzy, mężczyzn płaczących nad trumnami swoich dzieci. Takiej “wolności i demokracji” chcecie?
Poroszenko i Petru się nie liczą. To tylko figuranci, których wpływ wymieni jeżeli przestaną być uzyteczni. Na Ukrainie nazwano ten wpływ oligarchami, ale to ludzie, którzy są poza stanowiskami oficjalnych władz i którzy wywierają presję nad setkami milionów ludzi, którzy już nawet zoobojętnieli na swój codzienny los. To wpływ ukształtowany przez dziesięciolecia, a UE, “Nowoczesna”, Majdan, to tylko jego widoczne oznaki. To tylko objawy choroby, która toczy miliony, a żywi garstkę pasożytów.
Dawid Hudziec
One Comment
Jerzy
100/100. Nic dodać nic ująć.