W Kotowsku pod Odessą miejscowi biesiadnicy pobili w restauracji umundurowanego bojówkarza z batalionu OUN, wykrzykując pod jego adresem: “Won stąd banderowcu!”. Nie byłoby w tej historii nic dziwnego, bo podobne sytuacje na Południowym-Wschodzie Ukrainy zdarzają się coraz częściej, gdyby nie interesujące refleksje poszkodowanego w tym incydencie. Niejaki Ołeksandr Jaroszenko ps. “Sasza Jangoł” w wyniku odniesionych obrażeń doznał swego rodzaju olśnienia i zaczął powątpiewać w sens wojny toczonej w Donbasie.
Ale oddajmy głos samemu Saszy. “Chłopcy, którzy teraz trzymacie broń w ręku na Wschodzie, trzeba się określić. Jakiej Ukrainy my bronimy? Może prawdziwa wojna nie jest na wschodzie? Może najpierw trzeba oczyścić od “separów” tyły? Bo inaczej nigdy nie wygramy tam! Dopóki człowiek w wojskowym mundurze będzie psuć im “święto”, dopóki będziemy słyszeć “banderowcu won stąd!” – napisał na swoim facebookowym profilu.
Cieszy, że po otrzymanej lekcji banderowiec zaczął trzeźwiej spoglądać na rzeczywistość, dostrzegając, że jego wojna nie cieszy się poparciem w społeczeństwie ukraińskim, ale smutne, że wniosek, jaki na razie z tego wyciągnął jest typowo banderowski z ducha – jeszcze więcej represji, jeszcze szerszy ich zasięg.
Z drugiej strony trzeba zrozumieć, że człowiek przeżył szok, bo musiał heroicznie, tylko w towarzystwie jednego druha, stawić czoła prawdziwej hordzie. “Takich świńskich, zezwierzęconych ryjów nie widziałem nigdy w życiu, nawet podczas wojny na Wschodzie. Odgryzałem się jak mogłem, ale przeciw zgrai ponad dwudziestu nieludzi nie miałem szans. W bójce po ich stronie brały udział nawet kobiety” – wspominał z trwogą.
comments powered by HyperComments