Dowódca Zmotoryzowanego Batalionu “Wiking”, oświadczył, że rezygnuje ze służby w armii Donieckiej Republiki Ludowej. Decyzję taką podjął, gdyż jak mówi “narastał konflikt z przełożonymi”, o którym nie chce mówić. Czarę goryczy dopełniła śmierć jego żołnierza , który wjechali na minę ustawioną przez dywersantów.
Wtedy oprócz poległego żołnierza, trzech innych odniosło rany, jednak dowództwo nie chciało uznać tego za zdarzenie wojenne, a co za tym idzie rodzina zabitego nie otrzymała by stosownej rekompensaty. Problem rozwiązano dopiero po interwencji Ministerstwa Obrony.
“Są tacy którzy poubierali mundury, boją się o swoje stanowiska, boją się o swoje wypłaty i zapomnieli, że my nie stanęliśmy do walki dla pieniędzy.”
Mówiąc o planach na przyszłość, Wiking stwierdza:
“Wojna jeszcze nie zakończyła się, przyjdzie czas ataku Ukraińców i stare dobre Opołczenie znowu będzie potrzebne”
Zdaniem legendarnego dowódcy,który walczył jeszcze w Sławiańsku, Ukraińcy zgromadzili ogromne siły w rejonie Izumo, Wołnowachy i na północ od Doniecka i szykują się do okrążenia stolicy. Liczba czołgów i innej techniki wojskowej po stronie kijowskiej wzrasta błyskawicznie, podczas kiedy to w armii DRL nie przybywa niczego od czasu zdobycia kotła debalcewskiego. Do tego brakuje części zamiennych do sprzętu, który swoje już wysłużył:
“U nas technika wojskowa topnieje w oczach, a u nich odwrotnie: coś odremontowali, coś wyprodukowali, coś im Amerykanie podarowali, cała elektonika u nich jest już amerykańska [i rosną w siłę]”.
“Kiedy przyjdzie wielkie ukraińskie natarcie to wszystko się zmieni, wszyscy ci dziwni ludzie, albo od razu zginą, albio uciekną. I wtedy wróci nasz czas”.
Z Wikingiem rozmawiał Giennadij Dubovoj